Zamknęłam oczy, a po moich policzkach spłynęły łzy, kiedy
chłopak położył dłonie na mojej talii i obrócił mnie do siebie przodem.
- Beth twój? – czułam na sobie jego wzrok, ale za nic nie
potrafiłam odważyć się na jakikolwiek gest czy słowo. Byłam całkowicie
sparaliżowana. Jego dłonie opuściły moją talię i poczułam jak ściska moje
dłonie, kreśląc kciukami kółka na mojej skórze chcąc mnie uspokoić.
- Beth proszę powiedz czy to twój test – lekko zamrugałam
powiekami i jedyne co potrafiłam zrobić to kiwnięcie głową na tak. Przełknęłam
ślinę. W tym momencie każda sekunda jego ciszy raniła bardziej niż miliony
ciosów w serce.
Czułam się jak nic. Bałam się, że straciłam wszystko co miałam,
ale poczułam jak jego ręce oplatają moje ciało i przyciągają do siebie.
Przytulił mnie. Tak po prostu przytulił. Wtuliłam się w niego i poczułam jego
oddech na skórze. Jego serce przyśpieszyło swoje bicie tak, że w tym momencie
biło równie szybko jak moje.
- Beth Kocham cię – wyszeptał wprost do mojego ucha.
Poczułam przez koszulkę mokre plamy oznaczające, że chłopak płacze. Otwarłam
oczy i odsunęłam go od siebie na tyle by móc go dalej mieć w swoich objęciach,
ale widzieć jego twarz.
- Nie jesteś zły? Nic? – myślałam, że zacznie krzyczeć.
Mówić bym usunęła to dziecko inaczej mnie zostawi. On po prostu powiedział
„kocham cię” i zaczął płakać. Wiedziałam, że nie był jak inni. Płakał, ostatnio
często, ale żeby płakać przez ciążę, którą każe mi usunąć? To wydawało się
zupełnie bez sensu.
- Za co ? Za to, że będziemy mieli dziecko ? – stałam jak
wryta. Myślałam, że dziecko po tym wszystkim jest dla niego ostatnią rzeczą
jaką byśmy teraz potrzebowali. Ma karierę, fanów, trasy, jego życie nabiera
niesamowitego tempa, a on się z tego cieszył i to jak.
- No ja myślałam…
- Kocham cię i nie ważne co by się działo będę cię kochał, a
to dziecko jedynie nam w tym pomoże – uśmiechnął się wciąż pociągając nosem.
Wyglądał uroczo. Czerwony od płaczu, ale szczęśliwy. Wyglądał niczym
pięciolatek, który po bolesnej szczepionce dostał wymarzoną zabawkę i z piekła
trafił wprost do nieba. Wszystkie moje obawy, lęki zniknęły. Całe czarne
scenariusze, które rysowały się w mojej głowie były zupełnie bezpodstawne. A ja
jak zwykle przesadzałam, ale należę do osób, które zbytnio się martwią o
wszystko i cóż, należałam do pesymistycznej części społeczeństwa. Zawsze co bym
nie zrobiła, myślałam, że robię źle, ale czego się dziwić jeżeli – o ile
chłopak pisał w listach prawdę – od początku związku z nim byłam jedynie
krytykowana przez fanów i osoby trzecie. Miałam to po prostu już w sobie. Lęk
mną zawładnął, ja przez to bałam się w nadmiarze.
- Przepraszam – spojrzałam w dół na stopy. Zrobiłam z siebie
totalną idiotkę. Odegrałam tępe przedstawienie, zachowałam się niczym głupia
nastolatka, która pierw robi potem mówi zamiast być z chłopakiem szczera i
niczego nie ukrywać bo prędzej czy później dowiedziałby się. To było
nieuniknione.
- Nie masz za co – westchnął i wziął mnie ręce lekko
podrzucając. Zawiesiłam ręce na jego karku, a chłopak ruszył w kierunku sypialni.
Czułam się jak jedna z Disney’owskich księżniczek. Książę niósł mnie na rękach
nie widząc świata poza mną.
- Gdzie mnie niesiesz?
- Musisz się wyspać – westchnęłam cicho. Nie chciałam się z
nim o nic kłócić tym bardziej o taką błahostkę jaką był sen. A co najważniejsze
w tym momencie potrzebowałam go. Ta cała sytuacja, mdłości, stres, dodatkowo
mnie zmęczyły. Chłopak wszedł do sypialni i delikatnie ułożył mnie na łóżku jak
gdybym była z porcelany i nie chciał mnie rozbić. Już chciał odejść i wyjść z
pokoju, ale złapałam go za dłoń.
- Zostań tu ze mną – uśmiechnęłam się na wpół śpiąca.
Irlandczyk uległ i przechodząc naokoło mnie położył się tak, że mogłam
swobodnie położyć się na jego klatce piersiowej. Nawet nie pamiętam kiedy
zasnęłam. Moje myśli opanował przystojny niebieskooki i jego zapach, który
sprawiał, że traciłam kontakt z rzeczywistością.
**
Poczułam wibrowanie telefonu w kieszeni. Nie zareagowałam.
Trudno jest piec placki i odbierać telefon. Wibrowanie nie ustawało lecz z
czasem – póki nie odezwała się sekretarka – telefon uspokoił się. Nie minęło
pięć minut, a ponownie w mojej kieszeni zawibrował aparat jednak krócej co
oznaczało wiadomość.
- A powiedz mi, że nie przyjdziesz na obiad to cie Horan
zabije – powiedziałam sama do siebie. Bo niby do kogo innego bym mogła? Niall
wyszedł dziś już po raz kolejny w tym tygodniu by zaszyć się w studio na parę
godzin i nagrywać coraz to nowsze piosenki z chłopakami, a ja zostawałam tu
sama. Źle się czułam w towarzystwie chłopców. Dziwnie przytłoczona. Wolałam już
moją samotnię. Byłam tu sama z myślami. Spokojnie mogłam przemyśleć to co się
dzieje ze mną, z maleństwem, które niedługo będzie mieć swój pierwszy miesiąc w
brzuchu, z Niallem, z tym co nas łączy. Każdy dzień dawał kolejne godziny przemyśleń,
a ja na własne życzenie zaczęłam wariować i mówić sama do siebie. Tak wiem, tak
robią psychopaci, ale czy na tym wiecie jest choć jedna osoba, która jest
całkowicie normalna na umyśle i ciele by móc z czystym sumieniem powiedzieć, że
jest zrównoważona psychiczna? Nie ma nikogo takiego. Każdy ma w sobie skrytego
psychopatę, kryminalistę lub złodzieja. Nikt nie jest idealny, a w dodatku
każdy ma swoje złe strony, które stara się na każdy możliwy sposób uciszyć i
niestety wiele osób przegrywa takie wojny lądując w uzależnieniach i
problemach. Ja jedynie byłam skazana na maniakalne oglądanie meczy, teledysków
lub bajek ponieważ ten telewizor jedynie takie kanały odbierał. Minusy
posiadania telewizji „wybierz kanały idealne dla twych potrzeb”. Dajcie Niallowi
Jamesowi Horanowi wybór programów to dużej rozbieżności w nich nie znajdziesz.
Chłopak myślał jak to chłopak. Meczyk, muzyka i Disney. Ty było najważniejsze.
Cały Niall. Mimo swoich 20-stu lat wciąż zachowywał się jak 10 latek, który
żyje w własnym świecie, do którego wpuszcza nieliczne osoby utrzymując dzięki
temu dystans do siebie jak i tworząc swoją własną przestrzeń. Z dala od
paparazzi, fanów, krzyków i pisków. Był on, jedzenie, przyjaciele, gitara, telewizor i ja. Same
priorytety. Niczego nie zaniedbywał, a tworząc ową barierę dużo zyskiwał. Nie
dawał dzięki temu mieszać sobie w głowie. Podziwiałam go za to. Wszystkie
obelgi i inne poniżenia mijały go, a pozostawała jedynie pozytywna energia. Ja
byłam pod tym względem jego przeciwieństwem. Ode mnie wręcz pozytywna energia
uciekała zostawiając same zmartwienia i ciemne strony świata, w którym
przypadło mi żyć. Dopełnialiśmy się. Zawsze. Pod każdym względem.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon, gdy wszystkie placki były
już gotowe i naszykowana na dużym talerzu czekając na spóźniającego się
Irlandczyka. Gdy zobaczyłam nadawcę wiadomości przez chwilę straciłam definicję
oddychania. Harry Styles. Przełknęłam
ślinę i otwarłam wiadomość.
Beth możemy się spotkać ?
Hazz x
Hazz x
Biłam się z własnymi myślami. Po ostatnim incydencie nie
miałam ochoty widywać chłopaka. Nie wiedziałam o czym on myślał całując mnie,
ale nic pozytywnego z tego nie wyniknęło. Zniechęcił mnie przez to do siebie.
Stracił moje zaufanie i w dodatku trafił na czarną listę.
Spojrzałam ponownie na wyświetlacz jakby tam miała kryć się
odpowiedź, którą szukam, ale jedyne co ujrzałam to moja tapeta
przedstawiających mnie i Nialla przytulających się. Zupełna pustka. Nie mogłam
odmówić bo nie daj boże przyszedł by tu, a gdybym się z nim spotkała to mógłby
sobie zrobić nadzieję, która niszczyła by go od środka tęsknotą i miłością – aut.
Kurwa robie z tego telenowele -,-‘. Pozytywy spotkania się z nim : Niall nie mógł
się dowiedzieć w ten sposób o czym rozmawialiśmy, jak Harry na mnie patrzył.
Negatywy : Paparazzi mogli czaić się za każdym rogiem co mogło mi nawet pomóc…
Zaczęłam klikać po dotykowym ekranie telefonu w zamiarze
wysłania wiadomości, która zawierała godzinę, miejsce i kilka wskazówek takich
jak „nie rób sobie niepotrzebnych nadziei” czy „nie rób czegoś co zniszczy mój
związek”. „Wyślij”.
Schowałam telefon w tylnej kieszeni spodni, gdy drzwi do
mieszkania otwarły się by ukazać mi sylwetkę blond Irlandczyka. Nałożyłam na
talerze szybko danie i postawiłam w jadalni. Poprawiłam jeszcze parę detali jak
wazon czy sztućce na stole. Już miałam się obrócić, gdy para umięśnionych i
idealnie opalonych dłoni oplotła mnie w pasie, a na mojej skórze pojawiła się
gęsia skórka spowodowana oddechem chłopaka. To uczucie było niesamowite i za
nic nie zamieniłabym tego na cokolwiek innego. To tak jakbyś mógł spełnić swoje
marzenia w jednej sekundzie i był najszczęśliwszym człowiekiem świata. Ja
byłam. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Miałam to czego chciałam.
Miłość.
- Dzień dobry kochanie – słowa, które wypełniły moje
bębenki, a następnie cały układ słuchowy jak i nerwowy sprawiły, że mój umysł
zamknął negatywne odczucia, myśli i co tylko można w tym momencie by skupić się
na jednej rzeczy. Pocałunku. Uśmiech, który już na moje nieszczęście nie
posiadał aparatu nie znikał z jego ust nawet, gdy skupiał się na kolejnych
pocałunkach. Oplotłam jego szyję rękoma i przyciągnęłam bliżej mierzwiąc mu włosy.
- Tęskniłem – zaśmiał mi się w usta i wbił swój błękitny
wzrok w moje ciemnoniebieskie choć praktycznie czarne oczy – aut. Serio mam
taki zjebany kolor. Zagryzłam dolną wargę i wciąż pożądając kontynuacji
pocałunku spojrzałam w jego oczy.
- Ja bardziej.
- Te próby nas kiedyś wykończą. Chodź ze mną jutro proszę.
Będzie Eleanor, no i … musimy w końcu wszystkim powiedzieć o maleństwie – jego kąciki
ust osiągnęły maksimum uniesienia. Był taki szczęśliwy, gdy spuścił wzrok na mój
brzuch i przykucnął by podnieść bluzkę i przytulić się do brzucha.
- Niall – spojrzałam na niego śmiejąc się pod nosem.
- On jeszcze nie wie co się dzieje. Ma dopiero miesiąc.
- Ale to moje dziecko i potrzebuje miłości od początków.
- Mama też potrzebuje – uśmiechnęłam się zadziornie do niego
i uniosłam jego podbródek. Schyliłam się i delikatnie pocałowałam by następnie
udać się do krzesła. Byłam cholernie głodna.
**
- Gotowa ? – spojrzałam na siebie ostatni raz w lustrze.
Ostatnio widziałam przyjaciół chłopaka w szpitalu i strasznie się tym stresowałam.
Wiem nie powinnam ponieważ jestem w ciąży, ale co miałam poradzić? Każdy w
takiej sytuacji miałby serce w gardle i z trudem funkcjonowałby w miarę normalnie.
- Chyba tak – wyszłam z pokoju nie potrafiąc opanować trzęsących się rąk.
Zeszłam powoli po schodach i zanim doszłam do chłopaka poczułam się słabo. Zbyt
słabo by móc napiąć jakiekolwiek mięśnie. Straciłam kontakt z rzeczywistością.
Zemdlałam.