poniedziałek, 17 lutego 2014

Część II: Rozdział IX


Zamknęłam oczy, a po moich policzkach spłynęły łzy, kiedy chłopak położył dłonie na mojej talii i obrócił mnie do siebie przodem.

- Beth twój? – czułam na sobie jego wzrok, ale za nic nie potrafiłam odważyć się na jakikolwiek gest czy słowo. Byłam całkowicie sparaliżowana. Jego dłonie opuściły moją talię i poczułam jak ściska moje dłonie, kreśląc kciukami kółka na mojej skórze chcąc mnie uspokoić.

- Beth proszę powiedz czy to twój test – lekko zamrugałam powiekami i jedyne co potrafiłam zrobić to kiwnięcie głową na tak. Przełknęłam ślinę. W tym momencie każda sekunda jego ciszy raniła bardziej niż miliony ciosów w serce.
Czułam się jak nic. Bałam się, że straciłam wszystko co miałam, ale poczułam jak jego ręce oplatają moje ciało i przyciągają do siebie. Przytulił mnie. Tak po prostu przytulił. Wtuliłam się w niego i poczułam jego oddech na skórze. Jego serce przyśpieszyło swoje bicie tak, że w tym momencie biło równie szybko jak moje. 

- Beth Kocham cię – wyszeptał wprost do mojego ucha. Poczułam przez koszulkę mokre plamy oznaczające, że chłopak płacze. Otwarłam oczy i odsunęłam go od siebie na tyle by móc go dalej mieć w swoich objęciach, ale widzieć jego twarz.

- Nie jesteś zły? Nic? – myślałam, że zacznie krzyczeć. Mówić bym usunęła to dziecko inaczej mnie zostawi. On po prostu powiedział „kocham cię” i zaczął płakać. Wiedziałam, że nie był jak inni. Płakał, ostatnio często, ale żeby płakać przez ciążę, którą każe mi usunąć? To wydawało się zupełnie bez sensu.

- Za co ? Za to, że będziemy mieli dziecko ? – stałam jak wryta. Myślałam, że dziecko po tym wszystkim jest dla niego ostatnią rzeczą jaką byśmy teraz potrzebowali. Ma karierę, fanów, trasy, jego życie nabiera niesamowitego tempa, a on się z tego cieszył i to jak.

- No ja myślałam…

- Kocham cię i nie ważne co by się działo będę cię kochał, a to dziecko jedynie nam w tym pomoże – uśmiechnął się wciąż pociągając nosem. Wyglądał uroczo. Czerwony od płaczu, ale szczęśliwy. Wyglądał niczym pięciolatek, który po bolesnej szczepionce dostał wymarzoną zabawkę i z piekła trafił wprost do nieba. Wszystkie moje obawy, lęki zniknęły. Całe czarne scenariusze, które rysowały się w mojej głowie były zupełnie bezpodstawne. A ja jak zwykle przesadzałam, ale należę do osób, które zbytnio się martwią o wszystko i cóż, należałam do pesymistycznej części społeczeństwa. Zawsze co bym nie zrobiła, myślałam, że robię źle, ale czego się dziwić jeżeli – o ile chłopak pisał w listach prawdę – od początku związku z nim byłam jedynie krytykowana przez fanów i osoby trzecie. Miałam to po prostu już w sobie. Lęk mną zawładnął, ja przez to bałam się w nadmiarze.

- Przepraszam – spojrzałam w dół na stopy. Zrobiłam z siebie totalną idiotkę. Odegrałam tępe przedstawienie, zachowałam się niczym głupia nastolatka, która pierw robi potem mówi zamiast być z chłopakiem szczera i niczego nie ukrywać bo prędzej czy później dowiedziałby się. To było nieuniknione.

- Nie masz za co – westchnął i wziął mnie ręce lekko podrzucając. Zawiesiłam ręce na jego karku, a chłopak ruszył w kierunku sypialni. Czułam się jak jedna z Disney’owskich księżniczek. Książę niósł mnie na rękach nie widząc świata poza mną.  

- Gdzie mnie niesiesz?

- Musisz się wyspać – westchnęłam cicho. Nie chciałam się z nim o nic kłócić tym bardziej o taką błahostkę jaką był sen. A co najważniejsze w tym momencie potrzebowałam go. Ta cała sytuacja, mdłości, stres, dodatkowo mnie zmęczyły. Chłopak wszedł do sypialni i delikatnie ułożył mnie na łóżku jak gdybym była z porcelany i nie chciał mnie rozbić. Już chciał odejść i wyjść z pokoju, ale złapałam go za dłoń.

- Zostań tu ze mną – uśmiechnęłam się na wpół śpiąca. Irlandczyk uległ i przechodząc naokoło mnie położył się tak, że mogłam swobodnie położyć się na jego klatce piersiowej. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Moje myśli opanował przystojny niebieskooki i jego zapach, który sprawiał, że traciłam kontakt z rzeczywistością.


**


Poczułam wibrowanie telefonu w kieszeni. Nie zareagowałam. Trudno jest piec placki i odbierać telefon. Wibrowanie nie ustawało lecz z czasem – póki nie odezwała się sekretarka – telefon uspokoił się. Nie minęło pięć minut, a ponownie w mojej kieszeni zawibrował aparat jednak krócej co oznaczało wiadomość.

- A powiedz mi, że nie przyjdziesz na obiad to cie Horan zabije – powiedziałam sama do siebie. Bo niby do kogo innego bym mogła? Niall wyszedł dziś już po raz kolejny w tym tygodniu by zaszyć się w studio na parę godzin i nagrywać coraz to nowsze piosenki z chłopakami, a ja zostawałam tu sama. Źle się czułam w towarzystwie chłopców. Dziwnie przytłoczona. Wolałam już moją samotnię. Byłam tu sama z myślami. Spokojnie mogłam przemyśleć to co się dzieje ze mną, z maleństwem, które niedługo będzie mieć swój pierwszy miesiąc w brzuchu, z Niallem, z tym co nas łączy. Każdy dzień dawał kolejne godziny przemyśleń, a ja na własne życzenie zaczęłam wariować i mówić sama do siebie. Tak wiem, tak robią psychopaci, ale czy na tym wiecie jest choć jedna osoba, która jest całkowicie normalna na umyśle i ciele by móc z czystym sumieniem powiedzieć, że jest zrównoważona psychiczna? Nie ma nikogo takiego. Każdy ma w sobie skrytego psychopatę, kryminalistę lub złodzieja. Nikt nie jest idealny, a w dodatku każdy ma swoje złe strony, które stara się na każdy możliwy sposób uciszyć i niestety wiele osób przegrywa takie wojny lądując w uzależnieniach i problemach. Ja jedynie byłam skazana na maniakalne oglądanie meczy, teledysków lub bajek ponieważ ten telewizor jedynie takie kanały odbierał. Minusy posiadania telewizji „wybierz kanały idealne dla twych potrzeb”. Dajcie Niallowi Jamesowi Horanowi wybór programów to dużej rozbieżności w nich nie znajdziesz. Chłopak myślał jak to chłopak. Meczyk, muzyka i Disney. Ty było najważniejsze. Cały Niall. Mimo swoich 20-stu lat wciąż zachowywał się jak 10 latek, który żyje w własnym świecie, do którego wpuszcza nieliczne osoby utrzymując dzięki temu dystans do siebie jak i tworząc swoją własną przestrzeń. Z dala od paparazzi, fanów, krzyków i pisków. Był on, jedzenie,  przyjaciele, gitara, telewizor i ja. Same priorytety. Niczego nie zaniedbywał, a tworząc ową barierę dużo zyskiwał. Nie dawał dzięki temu mieszać sobie w głowie. Podziwiałam go za to. Wszystkie obelgi i inne poniżenia mijały go, a pozostawała jedynie pozytywna energia. Ja byłam pod tym względem jego przeciwieństwem. Ode mnie wręcz pozytywna energia uciekała zostawiając same zmartwienia i ciemne strony świata, w którym przypadło mi żyć. Dopełnialiśmy się. Zawsze. Pod każdym względem.

Wyciągnęłam z kieszeni telefon, gdy wszystkie placki były już gotowe i naszykowana na dużym talerzu czekając na spóźniającego się Irlandczyka. Gdy zobaczyłam nadawcę wiadomości przez chwilę straciłam definicję oddychania. Harry Styles. Przełknęłam ślinę i otwarłam wiadomość.


Beth możemy się spotkać ?
Hazz x


Biłam się z własnymi myślami. Po ostatnim incydencie nie miałam ochoty widywać chłopaka. Nie wiedziałam o czym on myślał całując mnie, ale nic pozytywnego z tego nie wyniknęło. Zniechęcił mnie przez to do siebie. Stracił moje zaufanie i w dodatku trafił na czarną listę.

Spojrzałam ponownie na wyświetlacz jakby tam miała kryć się odpowiedź, którą szukam, ale jedyne co ujrzałam to moja tapeta przedstawiających mnie i Nialla przytulających się. Zupełna pustka. Nie mogłam odmówić bo nie daj boże przyszedł by tu, a gdybym się z nim spotkała to mógłby sobie zrobić nadzieję, która niszczyła by go od środka tęsknotą i miłością – aut. Kurwa robie z tego telenowele -,-‘. Pozytywy spotkania się z nim : Niall nie mógł się dowiedzieć w ten sposób o czym rozmawialiśmy, jak Harry na mnie patrzył. Negatywy : Paparazzi mogli czaić się za każdym rogiem co mogło mi nawet pomóc…

Zaczęłam klikać po dotykowym ekranie telefonu w zamiarze wysłania wiadomości, która zawierała godzinę, miejsce i kilka wskazówek takich jak „nie rób sobie niepotrzebnych nadziei” czy „nie rób czegoś co zniszczy mój związek”. „Wyślij”.

Schowałam telefon w tylnej kieszeni spodni, gdy drzwi do mieszkania otwarły się by ukazać mi sylwetkę blond Irlandczyka. Nałożyłam na talerze szybko danie i postawiłam w jadalni. Poprawiłam jeszcze parę detali jak wazon czy sztućce na stole. Już miałam się obrócić, gdy para umięśnionych i idealnie opalonych dłoni oplotła mnie w pasie, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka spowodowana oddechem chłopaka. To uczucie było niesamowite i za nic nie zamieniłabym tego na cokolwiek innego. To tak jakbyś mógł spełnić swoje marzenia w jednej sekundzie i był najszczęśliwszym człowiekiem świata. Ja byłam. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Miałam to czego chciałam. Miłość.

- Dzień dobry kochanie – słowa, które wypełniły moje bębenki, a następnie cały układ słuchowy jak i nerwowy sprawiły, że mój umysł zamknął negatywne odczucia, myśli i co tylko można w tym momencie by skupić się na jednej rzeczy. Pocałunku. Uśmiech, który już na moje nieszczęście nie posiadał aparatu nie znikał z jego ust nawet, gdy skupiał się na kolejnych pocałunkach. Oplotłam jego szyję rękoma i przyciągnęłam bliżej mierzwiąc mu włosy.

- Tęskniłem – zaśmiał mi się w usta i wbił swój błękitny wzrok w moje ciemnoniebieskie choć praktycznie czarne oczy – aut. Serio mam taki zjebany kolor. Zagryzłam dolną wargę i wciąż pożądając kontynuacji pocałunku spojrzałam w jego oczy.

- Ja bardziej.

- Te próby nas kiedyś wykończą. Chodź ze mną jutro proszę. Będzie Eleanor, no i … musimy w końcu wszystkim powiedzieć o maleństwie – jego kąciki ust osiągnęły maksimum uniesienia. Był taki szczęśliwy, gdy spuścił wzrok na mój brzuch i przykucnął by podnieść bluzkę i przytulić się do brzucha.

- Niall – spojrzałam na niego śmiejąc się pod nosem.

- On jeszcze nie wie co się dzieje. Ma dopiero miesiąc.

- Ale to moje dziecko i potrzebuje miłości od początków.

- Mama też potrzebuje – uśmiechnęłam się zadziornie do niego i uniosłam jego podbródek. Schyliłam się i delikatnie pocałowałam by następnie udać się do krzesła. Byłam cholernie głodna.


**


- Gotowa ? – spojrzałam na siebie ostatni raz w lustrze. Ostatnio widziałam przyjaciół chłopaka w szpitalu i strasznie się tym stresowałam. Wiem nie powinnam ponieważ jestem w ciąży, ale co miałam poradzić? Każdy w takiej sytuacji miałby serce w gardle i z trudem funkcjonowałby w miarę normalnie.

- Chyba tak – wyszłam z  pokoju nie potrafiąc opanować trzęsących się rąk.

Zeszłam powoli po schodach i zanim doszłam do chłopaka poczułam się słabo. Zbyt słabo by móc napiąć jakiekolwiek mięśnie. Straciłam kontakt z rzeczywistością. Zemdlałam.