Jasne światło tuż po przebudzeniu za nic dobrze mi się nie
kojarzyło. Zazwyczaj oznaczało ono jedno – szpital. Tak było i tym razem.
Jednak z tą różnicą, że pamiętałam wszystko co działo się wcześniej. Nie tak
jak ostatnio, gdy po przebudzeniu moja głowę opanowała totalna pustka i
bezsilność z braku pamięci. Kilka mrugnięć pomogło przystosować się moim oczom
do jasnego światła i drażniącą mnie bielą ścian. Nie żebym nie lubiła tego
koloru, ale kolor jasny jeszcze bardziej odbijał światło jak i promienie
słoneczne, które drażniły moje oczy i powodowały kolejne zawroty głowy.
- Beth ? – blondyn był pierwszą osobą, która zareagowała tuż
po moim przebudzeniu. Rozejrzałam się przymrużając oczy po pomieszczeniu.
Oprócz niego była tu jeszcze Eleanor z Louisem. Poczułam jak chłopak nieco
mocniej ścisnął moją dłoń nachylając się bardziej by przykuć moją uwagę
bardziej do swojej osoby niż pozostałych w Sali.
- Jest ok. Jestem znowu w szpitalu? – tak pytanie dosyć bez
sensu tym bardziej, że dobrze wiedziałam gdzie jestem, ale widząc zmartwienie
chłopaka nie potrafiłam się powstrzymać by dać mu tę satysfakcję z poinformowania
mnie o wszystkim.
- Zemdlałaś, gdy wychodziliśmy z domu. Beth .. Lekarz musi z
tobą porozmawiać – spuścił wzrok. Rzadko to robił co oznaczało, że coś było nie
tak i to coś na pewno miało mi się nie spodobać. Pierwszą rzecz o jakiej pomyślałam
to maleństwo. Bałam się o nie. Czy stało się coś z dzieckiem, gdy upadłam lub
może tak na-prawdę nie byłam w ciąży. Tylko wtedy te nudności i wszystko było
by totalnie bezsensowne.
- Dobrze. Gdzie on jest ?
- Pójdę po niego – chłopak wstał i zaczął kierować się do
drzwi ściskając moją dłoń tak długo jak było to możliwe. Gdy drzwi się zamknęły
mój wzrok padł na dziewczynę i śpiącego obok niej chłopaka. Lou szczerze mówiąc
wyglądał jakby toczył zawziętą walkę z grzebieniem, a jego maszynka do golenia
wyjechała na wakacje, ale wciąż nie stracił swojej zabawnej natury. Nawet przez
sen.
- Hej Els – uśmiechnęłam się. Dziewczyna zajęła miejsce
blondyna i zaczęła mi się przyglądać.
- Ale sobie stara guza narobiłaś – zaśmiała się patrząc
ponad linię mojego wzroku.
- Co ? – zdziwiłam się. Może upadłam w przód, ale nie
sądziłam, że nabiłam sobie guza. Oczywiście należałam do wiecznie obitych
dzieci posiadających guzy na każdej części ciała nawet nie uderzając się, ale liczyłam
na to, że upadek nie oszpeci guzem mojej twarzy. Jednak przejrzenie się w lustrze
zmieniło moje przekonanie. Miałam niesamowitego sińca na prawej stronie czoła i
już teraz wiedziałam, że żadna ilość korektora i innych kosmetyków nie pomoże. Westchnęłam
cicho i podniosłam się na łóżku wyplątując nogi z kołdry, która jak na złość
nie chciała mnie puścić.
- Ale i tak jesteś ładna – Els jak zwykle miła.
- Els proszę cię. Wyglądam jakbym właśnie przeszła bitwę na
kamienie i cegły – odłożyłam lusterko na bok i spojrzałam na Louisa.
- Co ty z
nim w nocy wyprawiasz, że chłopak musi po szpitalach odsypiać? – zaśmiałam się,
a dziewczyna nabrała rumieńców na policzkach. Zaczęłam się śmiać jak psychiczne
chora.
- Boże Eleanor ! Ja pierdole! Ty jesteś zboczona!
- A kto zaczął ? – dziewczyna zaczęła się bronić, ale do Sali
wszedł chłopak z lekarzem.
- Czy można państwa przeprosić ? – mężczyzna koło
pięćdziesiątki usiadł na krzesełku, które ustąpiła mu Eleanor, po czym
brutalnie budząc Tomlinsona wyszła z nim z Sali. Lekarz spojrzał na mnie nie
zbyt entuzjastycznym wzrokiem, a Niall usiadł załamany na kanapie, która
wcześniej zajmował Louis.
- Mam niestety dla pani nieciekawą wiadomość – pokazałam mu
by kontynuował – Jak już dobrze pani wie jest pani w ciąży, ale pani ciąża jest
zagrożona.
- Słucham ?
- Już tłumaczę. Pani organizm wciąż jest obciążony resztkami
lekarstw, które były dostarczane podczas śpiączki i pani stan zdrowia nie jest
odpowiedni dla ciąży. Rozchodzi się dokładniej o omdlenia i pani pamięć ciągle
nie wróciła do swojego stanu po wypadku, który pani przeszła. Chwilowy brak
pracy mózgu może się nawrócić co nie będzie dobre dla pani jak i dziecka. Z
przykrością muszę panią poinformować, że najlepszym rozwiązaniem byłoby dla
państwa w tym momencie usunięcie ciąży.
- To nielegalne.
- Są wyjątki, w których jest to dozwolone i to właśnie jeden
z nich.
- Nie … ja… niech pan wyjdzie! Wyjdźcie obaj! Ja chce być sama!
– mój świat znów się zawalił. Ledwo co obawiałam się, że Niall nie zaakceptuje
dziecka, a teraz lekarz zaproponował mi usunięcie? Czy on wiedział co mówi? Od
razu mógł przyłożył mi pistolet do głowy i strzelić! Nie ważne ile dziecko
miało miesiąc czy tydzień. To było moje dziecko i choć jeszcze się nie urodziło
nie dam go skrzywdzić. Zakryłam się szczelnie kołdrą i usłyszałam kroki, a tuż
po nich zamykające się drzwi. Jednak były to kroki jedynie jednej osoby. Chwilę
po zamknięciu się drzwi poczułam jak łóżko, na którym leżę ugina się bardziej
pod ciężarem drugiej osoby – Nialla.
- Też tego nie chcę – jego dłonie oplotły moje ciało. Nic
nie potrafiło teraz poprawić mojego humoru. Miałam ochotę wstać i wyjść stąd.
- Kiedy mogę stąd wyjść? – spytałam się chłodno.
- Lekarz mówił, że wolałby cię tu zostawić na parę dni, ale
jeśli chcesz to nawet dziś możesz wypisać się na własną rękę – choćby na własną
rękę. Nie chciałam tu być. Wstałam opuszczając objęcia chłopaka i podeszłam do
fotela gdzie leżały moje ubrania. Szybko przebrałam się i żwawym krokiem
ruszyłam do pokoju lekarza prowadzącego.
- Proszę o wypis – moje słowa, gdyby mogły zabiłyby
mężczyznę, ale niestety skończyło się jedynie na pozbawionym emocji wzroku.
- Wolałbym żeby pani została na kilka dni kontroli.
- Powiedziałam proszę o wypis. Ma pan problemy ze słuchem ? –
podniosłam brew. Lekarz westchnął i zabrał się za pisanie mi wypisu.
- Gdyby się coś działo…
- Zwrócę się do innego bardziej rozumnego lekarza – wręcz wyrwałam
mu z dłoni kartkę i wyszłam z gabinetu mijając pielęgniarkę. Szybko pokonałam
korytarz i wróciłam do chłopaka.
- Niall idziemy – stanęłam w drzwiach i spojrzałam na
siedzącego na skraju łóżka chłopaka. Podpierał się rękoma o kolana. Na mój
widok zszedł z łóżka i podszedł do mnie. Uniknęłam jego dotyku i skierowałam się
do wyjścia nawet nie poświęcając minimum uwagi reszcie zespołu. Wyszłam na
parking, gdzie szybko zlokalizowałam samochód Irlandczyka i skierowałam się do
niego. Poczekałam chwilę, aż dołączy do mnie, i gdy otwarł samochód usiadłam na
miejscu pasażera.
- Beth ? – starał się położyć dłoń na mojej jednak nie udało
mu się to, gdyż odsunęłam ją. Nie chciałam teraz żadnego kontaktu z kimkolwiek.
Nawet z Niallem. Chciałam zamknąć się w sypialni i rozpłakać jak mała
dziewczynka z bezsilności.
Chłopak odpalił silnik i ruszył. Całą drogę zerkał na mnie jednak
nie miał odwagi już się odezwać. Cisza zżerała nas od środka, ale nie
potrafiliśmy się odezwać. Ja nie chciałam odpowiadać, a Niall braku odpowiedzi.
Gdy samochód stanął pod domem wyszłam z niego i w kilka sekund znalazłam się w
swojej oazie przytulając poduszkę, szczelnie okrywając się kołdrą.
**
Gdy obudziłam się za oknami było ciemno. Głupia. Była noc. Spojrzałam
na zegarek : 2:47. Pociągnęłam nosem i podeszłam otulona kołdrą do drzwi by
przekręcając zamek dopuścić do siebie znowu cały ten smutek. Robiąc hałas przez
niepodnoszenie nóg zeszłam na dół do kuchni. Nalałam sobie wody do kubka i
dopiero teraz zaczęłam myśleć racjonalnie. Nie byłam w tym wszystkim sama.
Przecież to dziecko nie było tylko moje. Miało ojca, którego chamsko i chłodno
potraktowałam. Zachowałam się jak zimna suka nie myśląc wcześniej o nim.
Oczywiście pewna część mojego rozumu mówiła mi, że to hormony itd., ale nie
mogłam tym razem zwalić łez i smutku blondyna na jakieś głupie hormony. Chłopak
ciągle był smutny i to przeze mnie, a ja dalej nie robiłam z tym nic by zmienić
swoje postępowanie tak by chłopak zamiast płakać i być przybitym uśmiechał się
i był jedną z najszczęśliwszych osób na świecie.
Ruszyłam z nadzieją na spotkanie chłopaka do salonu. Nie
myliłam się. Spał pozwijany na kanapie jak zwykle i to przeze nie czerwony od
płaczu. Cicho podeszłam do niego i ściągając z siebie kołdrę okryłam nią go.
Usiadłam na ziemi tuż przed nim i przyglądałam się jego twarzy. Zmarszczone
czoło, piękne błękitne oczy, które teraz były zamknięte i ukazywały pięknie
długie rzęsy, za które nie jedna dziewczyna mogłaby zabić. Słodki malutki nosek
i te piękne pełne usta, która pomimo tego wszystkiego były najwspanialszym
lekiem na wszystko pomijając momenty kiedy chłopak nie potrafi przestać mówić i
staje się to niesamowicie irytujące. Top wszystko było tak smutne,
zaczerwienione od płaczu i nerwów, których jedynie przysparzam swoją głupotą i
lekkomyślnością. Tak wiele oddałabym by nigdy nie płakał czy nawet był
zdenerwowany.
Ze strachem położyłam dłoń na jego policzku i delikatnie
zaczęłam go gładzić kciukiem. Kąciki ust chłopaka delikatnie uniosły się, a
moje odruchowo zrobiły to samo. Był piękny, gdy się uśmiechał. Nigdy nie byłam
warta jego łez, a jednak on twierdził inaczej. Powtarza, że to on nie jest mnie
wart.
Nie zrozumiem tego chyba nigdy, ale taka jest właśnie miłość.
Niezrozumiała.
Nie ważne co byśmy zrobili miłość wybaczy nam wszystko jeśli
jest prawdziwa.
Miłość wybacza nawet największe winy.
Jest wspaniała.