poniedziałek, 3 marca 2014

Część II: Rozdział X


Jasne światło tuż po przebudzeniu za nic dobrze mi się nie kojarzyło. Zazwyczaj oznaczało ono jedno – szpital. Tak było i tym razem. Jednak z tą różnicą, że pamiętałam wszystko co działo się wcześniej. Nie tak jak ostatnio, gdy po przebudzeniu moja głowę opanowała totalna pustka i bezsilność z braku pamięci. Kilka mrugnięć pomogło przystosować się moim oczom do jasnego światła i drażniącą mnie bielą ścian. Nie żebym nie lubiła tego koloru, ale kolor jasny jeszcze bardziej odbijał światło jak i promienie słoneczne, które drażniły moje oczy i powodowały kolejne zawroty głowy.

- Beth ? – blondyn był pierwszą osobą, która zareagowała tuż po moim przebudzeniu. Rozejrzałam się przymrużając oczy po pomieszczeniu. Oprócz niego była tu jeszcze Eleanor z Louisem. Poczułam jak chłopak nieco mocniej ścisnął moją dłoń nachylając się bardziej by przykuć moją uwagę bardziej do swojej osoby niż pozostałych w Sali.

- Jest ok. Jestem znowu w szpitalu? – tak pytanie dosyć bez sensu tym bardziej, że dobrze wiedziałam gdzie jestem, ale widząc zmartwienie chłopaka nie potrafiłam się powstrzymać by dać mu tę satysfakcję z poinformowania mnie o wszystkim.

- Zemdlałaś, gdy wychodziliśmy z domu. Beth .. Lekarz musi z tobą porozmawiać – spuścił wzrok. Rzadko to robił co oznaczało, że coś było nie tak i to coś na pewno miało mi się nie spodobać. Pierwszą rzecz o jakiej pomyślałam to maleństwo. Bałam się o nie. Czy stało się coś z dzieckiem, gdy upadłam lub może tak na-prawdę nie byłam w ciąży. Tylko wtedy te nudności i wszystko było by totalnie bezsensowne.

- Dobrze. Gdzie on jest ?

- Pójdę po niego – chłopak wstał i zaczął kierować się do drzwi ściskając moją dłoń tak długo jak było to możliwe. Gdy drzwi się zamknęły mój wzrok padł na dziewczynę i śpiącego obok niej chłopaka. Lou szczerze mówiąc wyglądał jakby toczył zawziętą walkę z grzebieniem, a jego maszynka do golenia wyjechała na wakacje, ale wciąż nie stracił swojej zabawnej natury. Nawet przez sen.

- Hej Els – uśmiechnęłam się. Dziewczyna zajęła miejsce blondyna i zaczęła mi się przyglądać.

- Ale sobie stara guza narobiłaś – zaśmiała się patrząc ponad linię mojego wzroku.

- Co ? – zdziwiłam się. Może upadłam w przód, ale nie sądziłam, że nabiłam sobie guza. Oczywiście należałam do wiecznie obitych dzieci posiadających guzy na każdej części ciała nawet nie uderzając się, ale liczyłam na to, że upadek nie oszpeci guzem mojej twarzy. Jednak przejrzenie się w lustrze zmieniło moje przekonanie. Miałam niesamowitego sińca na prawej stronie czoła i już teraz wiedziałam, że żadna ilość korektora i innych kosmetyków nie pomoże. Westchnęłam cicho i podniosłam się na łóżku wyplątując nogi z kołdry, która jak na złość nie chciała mnie puścić.

- Ale i tak jesteś ładna – Els jak zwykle miła.

- Els proszę cię. Wyglądam jakbym właśnie przeszła bitwę na kamienie i cegły – odłożyłam lusterko na bok i spojrzałam na Louisa.
- Co ty z nim w nocy wyprawiasz, że chłopak musi po szpitalach odsypiać? – zaśmiałam się, a dziewczyna nabrała rumieńców na policzkach. Zaczęłam się śmiać jak psychiczne chora.

- Boże Eleanor ! Ja pierdole! Ty jesteś zboczona! 

- A kto zaczął ? – dziewczyna zaczęła się bronić, ale do Sali wszedł chłopak z lekarzem.

- Czy można państwa przeprosić ? – mężczyzna koło pięćdziesiątki usiadł na krzesełku, które ustąpiła mu Eleanor, po czym brutalnie budząc Tomlinsona wyszła z nim z Sali. Lekarz spojrzał na mnie nie zbyt entuzjastycznym wzrokiem, a Niall usiadł załamany na kanapie, która wcześniej zajmował Louis.

- Mam niestety dla pani nieciekawą wiadomość – pokazałam mu by kontynuował – Jak już dobrze pani wie jest pani w ciąży, ale pani ciąża jest zagrożona. 

- Słucham ?

- Już tłumaczę. Pani organizm wciąż jest obciążony resztkami lekarstw, które były dostarczane podczas śpiączki i pani stan zdrowia nie jest odpowiedni dla ciąży. Rozchodzi się dokładniej o omdlenia i pani pamięć ciągle nie wróciła do swojego stanu po wypadku, który pani przeszła. Chwilowy brak pracy mózgu może się nawrócić co nie będzie dobre dla pani jak i dziecka. Z przykrością muszę panią poinformować, że najlepszym rozwiązaniem byłoby dla państwa w tym momencie usunięcie ciąży.

- To nielegalne.

- Są wyjątki, w których jest to dozwolone i to właśnie jeden z nich.

- Nie … ja… niech pan wyjdzie! Wyjdźcie obaj! Ja chce być sama! – mój świat znów się zawalił. Ledwo co obawiałam się, że Niall nie zaakceptuje dziecka, a teraz lekarz zaproponował mi usunięcie? Czy on wiedział co mówi? Od razu mógł przyłożył mi pistolet do głowy i strzelić! Nie ważne ile dziecko miało miesiąc czy tydzień. To było moje dziecko i choć jeszcze się nie urodziło nie dam go skrzywdzić. Zakryłam się szczelnie kołdrą i usłyszałam kroki, a tuż po nich zamykające się drzwi. Jednak były to kroki jedynie jednej osoby. Chwilę po zamknięciu się drzwi poczułam jak łóżko, na którym leżę ugina się bardziej pod ciężarem drugiej osoby – Nialla.

- Też tego nie chcę – jego dłonie oplotły moje ciało. Nic nie potrafiło teraz poprawić mojego humoru. Miałam ochotę wstać i wyjść stąd.

- Kiedy mogę stąd wyjść? – spytałam się chłodno.

- Lekarz mówił, że wolałby cię tu zostawić na parę dni, ale jeśli chcesz to nawet dziś możesz wypisać się na własną rękę – choćby na własną rękę. Nie chciałam tu być. Wstałam opuszczając objęcia chłopaka i podeszłam do fotela gdzie leżały moje ubrania. Szybko przebrałam się i żwawym krokiem ruszyłam do pokoju lekarza prowadzącego.

- Proszę o wypis – moje słowa, gdyby mogły zabiłyby mężczyznę, ale niestety skończyło się jedynie na pozbawionym emocji wzroku.

- Wolałbym żeby pani została na kilka dni kontroli.

- Powiedziałam proszę o wypis. Ma pan problemy ze słuchem ? – podniosłam brew. Lekarz westchnął i zabrał się za pisanie mi wypisu.

- Gdyby się coś działo…

- Zwrócę się do innego bardziej rozumnego lekarza – wręcz wyrwałam mu z dłoni kartkę i wyszłam z gabinetu mijając pielęgniarkę. Szybko pokonałam korytarz i wróciłam do chłopaka.

- Niall idziemy – stanęłam w drzwiach i spojrzałam na siedzącego na skraju łóżka chłopaka. Podpierał się rękoma o kolana. Na mój widok zszedł z łóżka i podszedł do mnie. Uniknęłam jego dotyku i skierowałam się do wyjścia nawet nie poświęcając minimum uwagi reszcie zespołu. Wyszłam na parking, gdzie szybko zlokalizowałam samochód Irlandczyka i skierowałam się do niego. Poczekałam chwilę, aż dołączy do mnie, i gdy otwarł samochód usiadłam na miejscu pasażera.

- Beth ? – starał się położyć dłoń na mojej jednak nie udało mu się to, gdyż odsunęłam ją. Nie chciałam teraz żadnego kontaktu z kimkolwiek. Nawet z Niallem. Chciałam zamknąć się w sypialni i rozpłakać jak mała dziewczynka z bezsilności.

Chłopak odpalił silnik i ruszył. Całą drogę zerkał na mnie jednak nie miał odwagi już się odezwać. Cisza zżerała nas od środka, ale nie potrafiliśmy się odezwać. Ja nie chciałam odpowiadać, a Niall braku odpowiedzi. Gdy samochód stanął pod domem wyszłam z niego i w kilka sekund znalazłam się w swojej oazie przytulając poduszkę, szczelnie okrywając się kołdrą.


**


Gdy obudziłam się za oknami było ciemno. Głupia. Była noc. Spojrzałam na zegarek : 2:47. Pociągnęłam nosem i podeszłam otulona kołdrą do drzwi by przekręcając zamek dopuścić do siebie znowu cały ten smutek. Robiąc hałas przez niepodnoszenie nóg zeszłam na dół do kuchni. Nalałam sobie wody do kubka i dopiero teraz zaczęłam myśleć racjonalnie. Nie byłam w tym wszystkim sama. Przecież to dziecko nie było tylko moje. Miało ojca, którego chamsko i chłodno potraktowałam. Zachowałam się jak zimna suka nie myśląc wcześniej o nim. Oczywiście pewna część mojego rozumu mówiła mi, że to hormony itd., ale nie mogłam tym razem zwalić łez i smutku blondyna na jakieś głupie hormony. Chłopak ciągle był smutny i to przeze mnie, a ja dalej nie robiłam z tym nic by zmienić swoje postępowanie tak by chłopak zamiast płakać i być przybitym uśmiechał się i był jedną z najszczęśliwszych osób na świecie.

Ruszyłam z nadzieją na spotkanie chłopaka do salonu. Nie myliłam się. Spał pozwijany na kanapie jak zwykle i to przeze nie czerwony od płaczu. Cicho podeszłam do niego i ściągając z siebie kołdrę okryłam nią go. Usiadłam na ziemi tuż przed nim i przyglądałam się jego twarzy. Zmarszczone czoło, piękne błękitne oczy, które teraz były zamknięte i ukazywały pięknie długie rzęsy, za które nie jedna dziewczyna mogłaby zabić. Słodki malutki nosek i te piękne pełne usta, która pomimo tego wszystkiego były najwspanialszym lekiem na wszystko pomijając momenty kiedy chłopak nie potrafi przestać mówić i staje się to niesamowicie irytujące. Top wszystko było tak smutne, zaczerwienione od płaczu i nerwów, których jedynie przysparzam swoją głupotą i lekkomyślnością. Tak wiele oddałabym by nigdy nie płakał czy nawet był zdenerwowany.

Ze strachem położyłam dłoń na jego policzku i delikatnie zaczęłam go gładzić kciukiem. Kąciki ust chłopaka delikatnie uniosły się, a moje odruchowo zrobiły to samo. Był piękny, gdy się uśmiechał. Nigdy nie byłam warta jego łez, a jednak on twierdził inaczej. Powtarza, że to on nie jest mnie wart.

Nie zrozumiem tego chyba nigdy, ale taka jest właśnie miłość.

 Niezrozumiała.

Nie ważne co byśmy zrobili miłość wybaczy nam wszystko jeśli jest prawdziwa.

Miłość wybacza nawet największe winy.

Jest wspaniała.

5 komentarzy: